Potrzebujemy świętych. Są nam oni potrzebni jak nigdy. Potrzebujemy świętych nie tylko tych z odległego średniowiecza czasem cukierkowatych i nie pasujących
do rzeczywistości naszego wieku. Nasze czasy domagają się wzorów do naśladowania, autorytetów, ludzi którzy pokażą jak żyć by nie stracić właściwej orientacji.
Tacy ludzie są jak busola jak kompas w ręce kiedy wędrujemy przez ciemny gąszcz życiowych zmagań. Chodzi tu przede wszystkim o młodych. Walka o młodego
człowieka ciągle trwa. Zawodzą się na dorosłych którzy nie raz swoim postępowaniem niszczą ich idealizm i sprawiają zawód.
Historia tego dwudziestoletniego chłopca jest zadziwiająca, a jego pogrzeb był wielką manifestacją potwierdzającą jak ważne jest odnalezienie swojego miejsca
w skomplikowanej rzeczywistości. Umarł nagle. Dzień jego przejścia w świat nowy i piękniejszy był dniem normalnych zajęć na studiach po których z przyjaciółmi
i rówieśnikami chciał jeszcze rozegrać mecz siatkówki. Łączyło ich nie tylko zamiłowanie do tego sportu ale wspólne przyjazne rozmowy wypady na frytki oraz
wspólna modlitwa. Kilka dni temu w grupie apostolskiej którą prowadził Grzegorz w parafii jako przykładny animator zadał uczestnikom pytanie w kontekście
uroczystości Wszystkich Świętych jak wyobrażają sobie świętość. Przez godzinę zmagali się z odpowiedzią bo każdy inaczej widział aureolę tego niezwykłego
zaszczytu. Według niego byś świętym to być normalnym. Kochał życie i był jego świadkiem. Jak napisali koledzy i koleżanki pod jego zdjęciami na „naszej klasie”
był zawsze uśmiechnięty i ten uśmiech oraz szalone pomysły sprawiały że zjednywał sobie ludzi którzy lgnęli do niego zapalani apostolskim entuzjazmem.
Widział w swoim życiu cel i sens poświęcania się dla drugiego. Ukradkiem wymykał się do parafialnego kościoła dyskretnie pytając mamy czy może i czy
przypadkiem nie będzie to przeszkodą w domowych obowiązkach. Nabożeństwo Różańcowe i Msza Święta w dzień powszedni były odskocznią od codziennych zajęć a
zarazem źródłem siły wewnętrznej którą dostrzec można było z jego promieniejącej twarzy i radosnego wzroku. Pojawiała się myśl o kapłaństwie ale czuł się
jeszcze niedojrzały do podjęcia takiej decyzji.
Potrzebował czasu choć pewnie nie zdawał sobie sprawy że w ziemskim wymiarze miał go już niewiele. Wszędzie go było pełno szczególnie tam gdzie rysowała się
szansa na pomoc drugiemu człowiekowi, jak choćby w straży pożarnej. Wysportowany od razu znalazł się w drużynie siatkówki swojej uczelni. Grześ miał łatwość
nawiązywania kontaktów międzyludzkich szczególnie jeśli chodzi o współpracę z każdym nowym diakonem który przychodził do parafii na roczną praktykę.
Zaświadczył o tym ks. prałat Stanisław Krupa – proboszcz parafii który powiedział iż zostanie po nim puste miejsce przy ołtarzu jako lektora czytającego
słowo Boże i trudno będzie zastąpić je kim innym. „Tak bardzo Grzesiu przypominałeś bł. Pier Jorgia Frasstattiego w swoim sposobie bycia i apostolstwie”.
Na tydzień przed najważniejszym dniem życia spotkała go jego nauczycielka od biologii kiedy prowadził w góry swoich młodych przyjaciół by im pokazać piękno
tatrzańskiej przyrody. Grzegorz mimo swoich dwudziestu lat wiedział gdzie jest jego miejsce i co jest najważniejsze nawet wtedy kiedy liczył na jego pomoc
tata, a on na rekolekcjach apostolskich realizował to co lubił najbardziej. Ojciec w dzień pogrzebu mówił że nigdy nie miał mu tego za złe i cieszył się że
syn wybierał rekolekcje, a nie miejscowy bar.
Czytając świadectwa młodych na internetowym portalu można śmiało powiedzieć iż świętość w normalności była jego życiowym mottem. Ks. biskup Jan Szkodoń w
liście skierowanym do uczestników pogrzebu napisał: „Był radosnym i gorliwym apostołem, dobrym synem i życzliwym kolegą. Otaczam modlitwą Jego krótkie życie,
śmierć i wieczność. Niech ta śmierć umocni młodych w wierze, w świadectwie dawanym o Chrystusie. Niech wszystkim przypomina Chrystusowe nie znacie dnia ani
godziny.” Najpiękniejsze jednak są świadectwa młodych którzy mówią jednym głosem o tym że potrafił doskonale pogodzić życie z wyznawaną wiarą. Apostolstwo
świeckich było programem życia animatora który pobłogosławiony na animatora Grup Apostolskich w królewskiej katedrze na Wawelu przejął się na serio zadaniem
które mu Pan postawił. Święty, a zarazem normalny swoją postawą nawiązywał do tych pierwszych odważnych chrześcijan dla których wiara była jedynym sensem.
Długo jeszcze młodzież przy otwartym grobie śpiewała pieśń Przyjaciela mam co pociesza mnie... i nie chciała odejść chcąc jeszcze przedłużyć chwile pożegnania.
Ktoś z nich powiedział: „dobrze że życie na tym świecie nie trwa wiecznie, bo spotkamy się jeszcze.”
Grzegorz swoim życiem stał się jak chleb który dzielony między ludzi sprawia jeszcze większe łaknienie nawet u tych którzy nie wierzą w swój głód. Wiersz
napisany przez kolegę oddaje sens jego śmierci:
Ile gorzkich łez spadło dziś
Na twardą skalistą ziemię
Ile serc biło równym rytmem - dziękuję
Twoje serce rozbite jak dzban
Z którego wyzwolił się płomień
Ten płomień był potrzebny
Dla niego nasze łzy
Oto brama otwarta na oścież
W niej Pan w białej szacie
Trzyma przebite serce... swoje
Dwa serca dziurawe
Oba z miłości Grzesiowi - (gab)
Autor tekstu: Ks. Paweł Kubani Moderator Grup Apostolskich - Ruchu Apostolstwa Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej